Lipiec zleciał nie wiadomo kiedy. Gdzie sie podział - nie wiem. W każdym razie od połowy mniej więcej lipca jestem w Polsce. Działa mi w końcu literka "ś" i "ć" choć to nie mój komputer ;)
A przez jakiś czas miałam do czynienia z takim starym rzęchem, że niemożliwością było napisać odpowiedź, a co dopiero stworzyć nowego posta. A prac się narobiło sporo, z czego część pokażę teraz, a następne za parę dni. Sporo z nich powstało na kiermasz rękodzieła w Dębicy
"Jarmarki Dębickie" Ale o tym następnym razem.
Najpierw będzie o tacach, które powstawały podczas największych chyba polskich upałów, i różne przygody mi się działy podczas ich tworzenia. Klej się zsychał z prędkością światła, lakier się zbrylał, to samo działo się z preparatem do spękań. Koniec końców robiłam moje prace w chłodnej przybudówce, lub na podłodze w bloku u teściów, późną nocą, kiedy dzieci już spały i w końcu zrobiło się chłodniej. Ilu brzydkich wyrazów użyłam, wolę nie powtarzać ;) A zadowolona jestem bo w końcu znalazłam metodę na użycie kraka z Pentartu (miały być z opisu drobne oczka, siateczka, a wyszły takie oka jakie chciałam, co widać na tacy z różami.
Druga taca wraz z kompletem dwustronnych podkładek powstała na prezent na nowe mieszkanko dla mojego brata. Bardzo się cieszę, że obdarowanym prezent się podobał :) Tu użyty został papier ryżowy z gęsiami (gęśmi?), w którym się zakochałam i maki - pewnie znacie tę piękną serwetkę :)